Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozdało włościanom dobre barany i owce a i o krowy też troskać się poczęły władze. Zapewne „łem“ czekać — lepiej będzie, ino on — stary Atanas — tego już chyba nie ujrzy, bo to już i czas, by nad nim, wedle zwyczaju zawodząc żałośnie zaśpiewały baby:

Już ja sia wybyraju do hrobu sumnoho,
Już mia tu ne budete wydiły,
Dity moi nikoły...

Westchnął znowu i brwi geste nastroszył, ni to strach odganiając, ni to czując, że w sercu gorycz wzbiera, niczym potok górski.
Po chwili jednak uspokoił się i o innym zupełnie myśleć zaczął, ot tak, aby nie siedzieć z pustą głową. Synowie jego w Ameryce byli i „stówki“ dolarowe do domu jemu i swoim żonom posyłali. Dokupił on wtedy gruntu i coś-niecoś z trzody, a gdy powrócili z za morza...
Atanas zaklął nagle i kijem w ziemię uderzył. Owa wojna przyszła i hulać poczęła, jak wściekła!
Spłonęły wsie, pokotem legły łany, pobrano bydło, a iluż to ludzi poległo, jak dwóch jego synów pod Gorlicami i na Dukielskiej przełęczy... Wszystko poszło z dymem i z krwią! Och, Boże