interesowaną w ekonomicznym odrodzeniu tej części Beskidu Niskiego i jego przedgórzy. A wtedy czy przy radle, czy przy baranach na „łuhu“, czy i w niedzielę po cerkwi donośnym wesołym głosem zaśpiewałby — nie zatruty podstępną agitacją z za kordonu — młody Łemko z wojska do zagrody wróciwszy:
Ja sy chłopak szwydkyj, ny bojusia bytky,
Chto sia bytky bojit, ten za drzwiamy stojit...
Ze zdumieniem i utajoną radością słuchać go wtedy będzie siwy staruch — niedobitek z czasów minionych i ciężkich jak koszmar,
jakiś tam Atanas-długowłosy i po dawnemu „czuchaty“.
∗ ∗
∗ |
Niedziela... Pogodna jesien od dawna już w złoto i szkarłat odziała gaje bukowe, brzozy, olchy i jarzębiny. Ścierniska lśnią się złocistym połyskiem, a nad nimi snuje się błyszczącymi pasmami „babie lato“, na podorywach runią się oziminy; po ugorach, szukając dobrej trawy, błąkają się łaciate krowy.
W dolinie, śród grabów i lip, wznosi się niby ścięta piramida czworoboczna dzwonniczka z galeryjką i kopułką na szczycie, a za nią dwie inne kopułki na czterookapowym dachu gontowym drewnianej cerkiewki. Dalej — hen —