Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lub Samborze. Byli to zbójnicy, napadający dla kawałka chleba, dla tego, by przeżyć choćby jeden jeszcze dzień. Toteż w potyczkach „przewoźników“, prowadzących karawany kupieckie przez przełęcze, nigdy nie zanotowano rodzimych „beskidników“ w całym znaczeniu tego pojęcia. Zorganizowane, zuchwałe napady dokonywały madziarskie i słowackie watahy, przechodzące i ukrywające się potem w Humennem, a nawet w Trenczynie i Użhorodzie.
„Królewięta“, na Podkarpaciu rządzący się po swojemu, prowadzący wojny domowe, posługiwały się nieraz opryszkami, ściągając ich z górskich kryjówek, lub uzbrajały młodych kmieci, gnębionych niemiłosiernie przez swych panów. Była to szkoła sztuki wojennej dla czynnych i przyszłych zbójników, szkoła praktyczna, bo wiemy, jak wiele zameczków i innych „fortalicji“ padło w tym czasie pod ciosami coraz śmielszych i liczniejszych band. Że działalności beskidników po naszej stronie przyświecała rozpacz, mściwość i przeświadczenie o swym bezprawnym stanie, dowodzi udział sporej