Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niemal wiosny i jesieni zmieniają one swój bieg, rozmywają dno dolin, zagarniają łąki i pola wraz z plonem i żywym dobytkiem i unoszą z radosnym, triumfującym pluskiem i sykiem. Po zboczach szerszych dolin szumią lasy, wąskie natomiast doliny mają boki nagie, gdyż deszcz i bijące w ich spychy wezbrane rzeki zdzierają wszelką roślinność i żyzne warstwice gleby rodnej. Nigdzie nie wyjrzy tu malownicza skała, gdyż podatne na wpływ zimna, wody i wichrów łupki i piaskowce karpackie szybko i łatwo się na piarg rozsypują. Tylko nad potokiem Urycz, wpadającym do Stryja, a potem w Rozhurczu i w lasach bolechowsko-polanickich — w Bubniszczu występują dziwnie i tajemniczo ukształtowane, owiane setkami legend i tysiącami domysłów twarde, lite skały, wyrastające ponad korony najwyższych drzew. Pomiędzy górnym Sanem a Świcą i Mizuńką coraz obszerniejsze i bogatsze rozpierają się obszary leśne, zaledwie po zboczach gór nad dolinami i po brzegach spławnych rzek wytrzebione już znacznie i doszczętnie nawet wyrąbane. W puszczy bieszczadzkiej rosną świerki, jodły i buki, chociaż w dawnych czasach inaczej te lasy wyglądały. Dąb, grab, jawor, jesion i buk walczyły tam zaciekle z jodłą, świerkiem i prawie zaginionym już obecnie a wciąż poszukiwanym cisem. Dąbrowy — po dziś dzień chowały się gdzie niegdzie — jak np.