domo przy jakich okolicznościach, miasto to jak tyle innych przechodzi w ręce zabiegliwej i gospodarnej Włoszki Bony, matki ostatniego Jagiellona. Ona to przebudowuje zamek królewski ze stromego urwiska przeglądający się w szerokiej strudze Sanu, który na północy przebija sobie malowniczy wąwóz koło Międzybrodzia i podmywa brzegi Mrzygłodu, z górującym tam a założonym przez Władysława Jagiełłę okazałym i zapewne obronnym niegdyś kościołem gotyckim. Naprzeciwko miasta, na drugim brzegu Sanu pozostały ruiny zameczka myśliwskiego i „królewska studnia“ — pamiątki, ponoć, również po Bonie. Opodal zaś zamku królewskiego, dobrze zakonserwowanego, w parku miejskim umieszczono pomnik odnoszący się do czasów nowszych a ważnych — pomnik Tadeusza Kościuszki, i to nie bez powodu, bo śród swych oficerów i żołnierzy „naczelnik w sukmanie“ miał wiernych ojczyźnie ludzi z ziemi sanockiej. W mieście powstało po r. 1920-ym kilka nowych okazałych gmachów, przeważnie rządowych, odcinających się od szarego tła starych i szarych budynków.
Sanok powoli podnosi się z upadku. To ożywienie zawdzięcza dużym, energicznie pracującym fabrykom wagonów kolejowych i wyrobów z gumy. Są to zakłady zupełnie nowocześnie urządzone i kierowane sprężystą ręką. W pobliżu znajdują się niewielkie kopalnie nafty. Panuje w mieście duch przedsiębiorczy, wzbudzający szacunek do pracy rąk ludzkich i myśli. Polski też nawskroś jest ten duch. Wyczuwa się go wszędzie i z powagą przemawia on ze starego zamku, gdzie rozszerza się pomyślnie muzeum ziemi sanockiej. Mogą na tej ziemi w każdej chwili odrodzić się sławne tradycje dzielnych, aczkolwiek w czasach pokoju niesfornych nieraz wojowników ziemi sanockiej, lecz nie odrodzą się już nigdy zawalidrogi, awanturnicy, zbrodniarze i „diabły“, w postaciach wielmożnych „panów szlachty“ ucieleśnione, choć w samym tylko w. XVII przesunął się po tej ziemi cały korowód ich — tragicznie straszny. Grasował tu szlachcic Piotr Rambułt z Holuczkowa, który w swoim dworze dawał przytułek zbójcom, za co podstarości sanocki Pieniążek herszta w żelazo okuł i do wieży zamkowej wtrącił; w Sanoku panowie Grochowscy, Dwernicki i Mużyło Buczacki mordują tych, co na nich wyroki sądowe uzyskali; „kondetier“ Jacek Dydyński — dawny lisowczyk — za trzos z dukatami podejmujący się pojedynku, dopóki nie trafiła kosa na kamień i nie został „porąbany szpetnie“ przez innego „gracza na szerpentyny“, — szlachcica sanockiego, Mikołaja Tarnawskiego; Rosińscy,
Strona:F. Antoni Ossendowski - Karpaty i Podkarpacie.djvu/111
Wygląd
Ta strona została skorygowana.