Strona:F. Antoni Ossendowski - Huculszczyzna.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żyło się w lodowatej toni jeziorka, służbie oddając się czarciej. On zaś — wróg Boży, o oczach, jak watra, płomiennych każe im zbierać kry lodowe i ciskać w niziny z chmur gradowych. Łagodnieje jednak djabeł, gdy dobiegną go dźwięki trembity. Wtedy duszom zgubionym znak daje, aby się uciszyły i spoczęły na dnie jeziornem. Wiedzą o tem pasterze i zdaleka przychodzą, by z zaklęciem na ustach w jeziorku wymoczyć trembity, gdyż takie grają donośnie i rzewnie. Żaden z juhasów nie śmie cisnąć kamieniem w nieruchomą, zamarłą toń, bo wołyby mu potonęły, owce zerwałyby się z perci nad „berdami“ i przepadły bez śladu. Ale nietylko ku temu jeziorku dążą juhasi, bo w wolnej chwili wybiegają i na szczyty najwyższe, by wzrokiem zaczerpnąć błękitów i fioletów dali, a w płuca nabrać bezkreśnych powiewów, ku słońcu się zbliżyć a na niziny przyziemne pogardliwe lub tęskne rzucić spojrzenia... Hej! Niema tu granic przestrzeni!! Z Howerli dojrzą oczy pasterzy mgliste, seledynowe, złociste skrawki równin i ciemne, jakgdyby rozpłynięte na jasnym kobiercu mętne plamy Stanisławowa, Kołomyi, Śniatynia i Marmarosz-Szygietu. W jednem tylko miejscu zasłoni im widnokrąg samotny Pietros, ale pozatem nic już nie wstrzymuje wzroku, bo widne jak na dłoni wyciągnęły się tam skamieniałe fale szczytów Breskulu, Pożyżewskiej, Dancysza i Turkułu, urwisko Reber i zjeżona grzywa Wielkich Kozłów, dalej — Szpycie, podwójny wierch Brebenieskulu i nieznaczny skrawek Popa Iwana. Huculi, którzy tu zabrną, w zadumie i niepokoju przyglądają się czarcim iglicom Szpyci, ponurym, dzi-