Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
186
GASNĄCE OGNIE

— Niech mu pan powie, mówię do szofera, że jestem pisarzem z Poland.
Szofer powtarza słowa moje milczącemu pasażerowi.
Ten wzrusza ramionami i szepce:
Poland? Poland?
— Lechist’an! dodaję.
Allah Kerem! Lechistan! — wykrzykuje i kiwa głową, uśmiechając się do mnie życzliwie. O, Lechistan! Murad Pasza... Sadyk-Pasza... Muzafer-Pasza... Emir Tadż el Faher Abd el Niszaan! O, Lechistan!
Potomek Szeryfa Husseina wyliczał dostojników tureckich i arabskich pochodzenia polskiego, a więc generała Bema, Czajkowskich i emira Wacława Rzewuskiego!
Przekonał mnie, że sława Lechistanu żyje jeszcze w pamięci wojowniczych ludzi muzułmańskiego Wschodu.
Od tej chwili spoglądaliśmy na siebie przyjaźnie i porozumiewawczo.
Niestety, wkrótce już wysiadł: jechał, bowiem, tylko do el-Bireh, miasta, niegdyś po hebrajsku zwanego Beroth, a przekazanego szczepowi Benjamina przez Jozuego. Tu przyszli na świat Baana i Rechab, których Dawid, zabiwszy, kazał powiesić w Hebronie za zamordowanie Yzbozeta, syna Saulowego.
Wyga i nicpoń-szofer po drodze załatwia dziesiątki intersów, ciągle się zatrzymuje, porzuca samochód i urządza całe wiece z Arabami, otaczającymi go ze wszystkich stron.
Jakieś to nieczyste sprawy, bo ludzie ci rozmawiają szeptem, a twarze mają ponure.
Pomyślałem sobie, że taki szofer może narobić kramu nielada, bo przecież jest to szybko przerzucający się z miejsca na miejsce i przez nikogo nie kontrolowany agitator i kolporter przeróżnych wiadomości — prawdziwych i nieprawdziwych, uspokajających lub podburzających.
Zawdzięczając jednak tym ciemnym sprawkom szoferskim, zdołałem zwiedzić nad program kilka miejscowości, do których rzadko docierają pielgrzymi i turyści w Palestynie.
Samochód mknie szybko szosą, wijącą się, jak wąż, wśród nagich, czerwonawych, niby rozpalonych i topniejących gór; staje w białym kurzu i czeka na szofera, co kilka