Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ XII.

Do stacji małego syberyjskiego miasteczka — Marjińsk podjechał nieskończenie długi towarowo-pasażerski pociąg. Z wagonu trzeciej klasy wyszedł jedyny tylko pasażer.
Był to barczysty blondyn o ponurej twarzy i twardym, nieruchomym spojrzeniu bladych oczu. Trzymając w ręku niedużą walizkę skierował się do poczekalni — małej, zaśmieconej izby, gdzie stały wagi i beczka z naftą. Na ławie siedziało kilku chłopów, obarczonych wypchanymi tobołami. Przybyły przeszedł obok nich i postawiwszy bagaż pod ławką wyjrzał przez okno.
Na małym placyku przed dworcem nikogo nie było. Poprzez wykrzywione pnie cienkich akacji rozpościerał się widok na równinę. Błąkały się nad nią obłoki i słupy kurzu. Na horyzoncie połyskiwały kopuły cerkwi i widniało bezładne zbiorowisko ciemnych, nędznych budowli.
Pasażer zapalił fajkę i oparł się o parapet okna. Ujrzawszy przechodzącego telegrafistę zagadnął go:
— W jaki sposób można się dostać z bagażem do miasta?