Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak — był to pojedynek! Lejtan instynktem przeczuwał, że jego wynik miał się stać ostatecznym.
— Ostatni bój... — smagnęła go trwożna myśl.
Drgnął i zżymnął się cały, chociaż nie wiedział, co właściwie taiło w sobie to straszne dla niego w tej chwili, przerażające słowo — „ostatni“. Jakiś głuchy głos wewnętrzny skomlał w nim:
— Manon... Manon... błagała, abyś się strzegł tych ludzi!...
Nie patrząc już na inne obrazy, powrócili do „złotej sali“.
Obraz Sprogisa wydał im się teraz jeszcze potężniejszym, tchnącym zgrozą ponurej tragedii ludzkiej.
— Przeklęta będzie ziemia dla czynu twego, w pracach znojnych żywić się z niej będziesz po wszystkie dni żywota twego. Ciernie i osty rodzić ci będzie, a ziele będziesz jadł z pola. W pocie oblicza twego będziesz pożywał chleb... — przypomniały się Lejtanowi słowa Biblii na wygnanie z raju.
Powtórzył te słowa na głos, patrząc trwożnym wzrokiem na Stunkowskiego, zaniepokojonego bladością i drżeniem warg towarzysza.
Rzeźbiarz gwałtownym ruchem zwrócił twarz ku studentowi i wyszeptał:
— Jakie to zadziwiające! Gdy patrzyłem na obraz Panina mimo woli odtwarzałem w pamięci dalszy ciąg przekleństwa Jehowy! Rzekł Bóg: „Oto Adam stał się, jako jeden z nas, wiedzący, co dobre i złe. A potem wygnał go Bóg z raju rozkoszy, aby snadź nie wyciągnął ręki swej i nie