Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Drogi chłopcze! Wiem, że nie jesteś obojętny mojej córce, a i moje serce przemawia za tobą. Jednak masz przed sobą jeszcze dużo do zrobienia... Musisz ukończyć Akademię... Młodzi jeszcze jesteście, — możecie zaczekać! Poznacie się lepiej, nabierzecie do siebie zaufania i szacunku. Nie śpieszcie się! Życie samo pokieruje waszym losem! Bądź spokojny, miły chłopaku, a pamiętaj, że Manon — to uczciwa dziewczyna i jeżeli pokocha ciebie, możesz być jej pewny... jak najwierniejszego przyjaciela!
Ernest westchnął głęboko i spytał:
— A co mi powie Manon na pożegnanie?
Dziewczyna zbliżyła się i wyciągnęła do niego obie rączki. Schwycił je i całował rozczulony i wniebowzięty.
— Ernest musi się rozstać ze Sprogisem i Paninem... Nie wiem, który z nich jest niebezpieczniejszy. Żądam tego stanowczo! Jeżeli będę wiedzieć, że dawny stosunek pozostanie pomiędzy wami, nie zaznam chwili spokoju!
— Przyrzekam! — odparł Lejtan i zaczął się żegnać.
Manon odprowadziła go do przedpokoju i tu zajrzała mu głęboko w oczy. Spostrzegł łzy na jej rzęsach i wzruszoną, smutną twarzyczkę. Nie zdając sobie sprawy, otoczył ją ramieniem i począł całować jej oczy i drżące usta, szepcąc:
— Kocham... Kocham nad życie!... Umiłowana, cudna, uwielbiana!
Nie broniła się, tuląc do niego główkę i powtarzając z troską w głosie: