Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jednocześnie zawładnęło nim coś silniejszego od niepokoju i budzącej trwogę tajemnicy. Uświadomił sobie, że w głosie i wyrazie twarzy uwielbianej dziewczyny spostrzegł prawdziwą obawę o siebie i ciepłe, rzewne uczucie.
Podniósł rozpromienioną nagle twarz i spytał cicho:
— Manon, dlaczego pani troszczy się o mnie?
— Dlatego, że czuję niebezpieczeństwo, grożące panu — odpowiedziała.
— To znaczy, że obchodzę panią?
— Tak. Pan chyba dawno to czuje?... — szepnęła.
Porwała go żywiołowa radość. Przycisnąwszy jej dłoń do ust mówił urywanym głosem:
— A ja? A ja? Przecież od pierwszego spotkania kocham ciebie, Manon, jak największy, najdroższy skarb! Nie mam słów, aby tę miłość wypowiedzieć, tak jest inna od tego, co ludzie nazywają zwykle miłością. Mógłbym mówić o niej tylko w kościele przed ołtarzem, gdzie jarzą się świece i rzucają błyski na oblicze Ukrzyżowanego! Moje wyznanie stałoby się modlitwą gorącą, jak płomień, a czystą, jak śnieg! O, błagam, zaprowadź mnie do swej matki, opowiem jej o miłości mojej do ciebie, bo mogę bez wstydu wyznać ją przed całym światem! Tylko matka będzie w stanie zrozumieć i uwierzyć, że jesteś pierwszą i ostatnią moją miłością!
Błagał tak długo, gorąco i szczerze, że wzruszona i zmieszana jego uwielbieniem zgodziła się.
Pani Brissac, od kilku lat pozbawiona władzy w nogach, przyjęła go bardzo serdecznie. Gdy po-