Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Muszę panu powiedzieć, bo posiadam wiadomości zbyt ważne, abym chciała je ukryć — rzekła stanowczym głosem.
Ujęła go pod ramię i opowiadała szeptem:
— Dowiedziałam się, że książę Roman boi się Sprogisa, boi się jako człowieka, a jeszcze bardziej — jako rywala, uważając go za wielkiego malarza o ogromnej sile talentu... W tym celu kazał nabyć dla siebie wszystkie obrazy Sprogisa i nikomu ich nie pokazuje. O ile mogłam sądzić ze słów księżniczki — Panin zamierza w jakiś sposób posłużyć się panem w swej walce z konkurentem, a to byłoby straszne i... niebezpieczne! Uprzedzam o tym i błagam, aby pan czym prędzej, chociażby nagle... gwałtownie odszedł od tych ludzi!...
— Powiem o planach księcia Sprogisowi! — szepnął Lejtan. — On musi o tym wiedzieć! Mnie się zdaje, że już coś podejrzewa... Niedawno rzucił od niechcenia parę dziwnych zdań, po których znacznie się oziębił nasz dawny, przyjazny stosunek.
Powtórzył Manon ostrzeżenie i radę Sprogisa, aby się Lejtan miał na baczności, gdyż Panin może jakoby zniszczyć lub spalić jego prace.
— To zdumiewające! Tym gorzej jednak, jeżeli coś podejrzewa! Nie należy mu nic mówić, bo już nie ufa nikomu i będzie myślał, że i pan bierze potajemny udział w intrydze księcia Romana. Byłoby to... groźne, zupełnie groźne dla pana!
Lejtan milczał i rozmyślał nad straszną nowiną, której nie byłby nigdy uwierzył, gdyby nie usłyszał jej z ust Manon.