Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jego Ernest spostrzegał dziwnie ostry, to znów zastygły, nieprzenikniony wyraz.
Malarz mówił jak gdyby z wielkim wysiłkiem, po czym natychmiast zapadał w stan zobojętnienia lub pogrążał się w swoich wewnętrznych, dla nikogo niedostępnych przeżyciach.
Coraz większy niepokój ogarniał Lejtana. Nie wiedział, czym by mógł dopomóc przyjacielowi, jak wyrwać go z ciężkiej choroby, która trawiła go niezawodnie, pogłębiając się z dniem każdym.