Strona:F. Antoni Ossendowski - Biesy.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmysłowością, zaostrzoną pod wpływem nieuświadomionych jeszcze wrażeń.
Nie ruszał się z miejsca i wbijał wzrok w ciemność. Po chwili spostrzegł panią von Meck, stojącą przy drzwiach i postąpiwszy dwa kroki stanął przed nią, mocno wpierając nogi w posadzkę i wyciągając ręce z zakrzywionymi, sztywnymi palcami.
Niby przez drgającą mgłę ujrzał panią Zenaidę w narzuconym na koszulę, rozpiętym, krótkim szlafroczku. Z chwilą każdą coraz wyraźniej i ostrzej widział jej małe, okrągłe piersi, przebłyskujące przez haft lekkiej, przezroczystej tkaniny. Ogarnąwszy gorącym spojrzeniem całą jej postać, zamarłą jak gdyby w lęku czy, być może, podświadomym oczekiwaniu, dostrzegł nagie, foremne łydki i zatrzymał wzrok na wymykającym się spod koronkowego czepka jasnym puklu włosów.
— Co pan robi?... — szepnęła po chwili pani Zenaida, szamocąc się już ze Sprogisem, który nic nie mówiąc ogarnął ją, zdusił potężnym oplotem ramion i powlókł do pokoju, dysząc chrapliwie, okrywając pocałunkami jej szyję, usta i coraz bardziej obnażające się piersi.
Ścisnąwszy ją z taką mocą, że aż jęknęła z bólu, jednym pchnięciem rzucił ją na łóżko i potknąwszy się na dywaniku, upadł na nią całym swym ciężarem.
Pani Zenaida instynktem kobiecym zrozumiała najwyższe napięcie zmysłów mężczyzny, którego nic już powstrzymać nie mogło od wykonania bezwzględnego nakazu natury, i odpowiedziała na ten wybuch z niemniej gwałtowną namiętnością.