Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zauważywszy, że pobici czarni strzelcy wyciągnęli już bagnety, pożyczył u siedzących pod ścianą francuskich majtków dwa rewolwery i postanowił skończyć krwawe, zgiełkliwe widowisko.
Zwracając się do Senegalczyków i mierząc do nich, zakomenderował:
— Strzelcy! Odejść w głąb izby, bagnety schować do pochew i nie ruszać się z miejsca! — Olaf Nilsen, Udo Ikonen, Otto Lowe i Mito, ruszać ku drzwiom! Inni, ani drgnąć, bo będę strzelał! Ręce do góry!
Zapanowało grobowe milczenie, lecz po chwili walczący tłum, podnosząc ręce, zaczął się cofać, spełniając rozkaz Pitta.
Gdy Nilsen zbliżył się do niego, sztorman szepnął:
— Wychodźcie na ulicę!
Marynarze „Witezia“ zniknęli za drzwiami i zmięszali się z tłumem, gromadzącym się koło drzwi „Wielkiej Wschodniej Tawerny“. Wtedy Pitt rzekł dobitnym głosem:
— Patrol policyjny zbliża się! Zajmijcie swoje miejsca!
Powiedziawszy to, podszedł do Francuzów i zwrócił im z uśmiechem rewolwery.
Gdy wybiegł na ulicę i dogonił towarzyszy, ujrzał znaczny oddział policji i żołnierzy, szybko zdążających w stronę tawerny Kalema.
— Powracajcie, panowie, do koszar! — zawołał do nich. — W „Wielkiej Wschodniej Tawernie“ — cisza i spokój! Trochę tam potańczono, lecz teraz już po wszystkiem! Sam tam byłem i widziałem.
Szli do portu w milczeniu. Ten i ów z niedawnych zapaśników pocierał sobie ramiona, głowę lub szyję. Udo Ikonen coś majstrował koło dolnej szczęki, Otto