Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Właściwie zaco ten białowłosy drab poturbował senegalskiego kaprala! — oburzał się, tocząc dokoła pijanym wzrokiem, czerwony, pękaty Holender.
Rozległy się inne głosy, i — tak się stało, że cały tłum z szybkością niezwykłą podzielił się na dwa obozy. Jedni przyłączyli się do Norwega, większość zaś stanęła po stronie ryczącego czarnego kaprala.
Ktoś chciał ztyłu uderzyć Nilsena butelką po głowie, lecz Lowe natychmiast strącił napastnika na ziemię. Wtedy rozpoczęła się walna bitwa.
Marynarze „Witezia“, stanąwszy plecami do siebie, utworzyli groźny czworobok, który niemal błyskawicznie przerzucał się z miejsca na miejsce, dążąc tam, gdzie się zbierała większa grupa przeciwników.
W kłębach dymu i w obłokach podnoszącego się z posadzki kurzu, miotała się olbrzymia postać Olafa Nilsena, szerząc klęskę. Za każdym jego poruszeniem padali ludzie, a on szedł, jak niszczący orkan, niewrażliwy na sypiące się zewsząd ciosy, ponury i groźny, nie zapalający się, nie tracący ani na chwilę sił i rozsądku. Obok niego kroczył i wpadał na ludzi, jak tocząca się z gór bryła skalna, potworny Ikonen, druzgocący i miażdżący wszystko co spotykał na swej drodze.
Mały, kwadratowy Mito, co chwila nachylał się i okrągłą, twardą głową uderzał jak taranem, w zbitą masę ludzką, robiąc w niej wyrwy, lub niedostrzegalnemi chwytami długich rąk wykręcając ramiona i nogi tych, którzy ośmielali się wystąpić z nim do walki i wysunąć się o krok naprzód.
Trzeźwy Otto Lowe górował nad tłumem pijanych przeciwników swoją sztuką bokserską, a, mimo iż był znacznie słabszy od innych, błyskawicznemi ciosami obalał najtęższych przeciwników. Dokoła wrzała już