Przejdź do zawartości

Strona:F. Antoni Ossendowski - Biały Kapitan.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wolności oraz praw do ziemi i jej bogactw. Zawierając umowy ze starszyzną samojedzką, jako z wolnym ludem, postępujemy zgodnie z prawem międzynarodowem, i tem prawem będziemy się bronili.
— Rozumiem! — zawołał Miguel. — Teraz tylko czekać, aż dowiemy się, że królem Samojedów został obrany Lundatem, mój przyjaciel, ten, który wycyganił u mnie pudełko zapałek. Gotów jestem pojechać w jego imieniu na posła do Madrytu!
Pitt zaśmiał się wesoło.
— Nie śpieszcie się zbytnio, Juljanie! — odparł. — Pamiętajcie tymczasem o hiszpańskiej policji...
— Oj, nie lubię tego słowa!... — żachnął się Rudy Szczur.
— Po dziesięciu latach sam będę radził wam, abyście kandydowali na posadę posła samojedzkiego — mówił, klepiąc go po ramieniu, Hardful.
Większość przybywających z różnych krajów na „Witezia“ Pitt odrzucił, gdyż był to element niedyscyplinowany, zbałamucony i niepewny.
Po pięciu tygodniach „Witeź“ wypłynął z Wardö, a w kilwaterze za nim szły dwa parowce. Jeden zawierał w swoich magazynach zakupione przez Pitta towary, a na pokładzie — wynajętych ludzi; drugi należał do zawiązanej spółki handlowej i był naładowany towarami i materjałami budowlanemi, beczkami dla solenia ryb i worami z mąką i solą.
Pitt Hardful nie podejrzewał, że podczas jego nieobecności na Tajmyrze zdarzyły się nieoczekiwane wypadki.
Złoto napływało coraz obficiej do składu, zbudowanego przez Nilsena.