Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stenersen mówił to jeszcze wesołym głosem, lecz tajemna trwoga i niezrozumiały lęk przed tym nieznanym obywatelem morskiej pustyni ścisnęły już jego serce.
— Czyżby — myślał Stenersen — taki niezwykły przypadek, jak to spotkanie z jakimś prawie niesamowitym okrętem, miał zniszczyć wszystkie moje nadzieje i marzenia o ocaleniu ukochanej kobiety? To już byłoby okropne!
I z coraz większem wzburzeniem szukał między falami słupów rozprysków i piany, lecz oto nastał już wieczór, i w mrokach majaczyły tylko płynące z prądem lody, z cichym dźwiękiem rozpadające się w drobne odłamki.
Posiedziawszy jeszcze na mostku i przeczekawszy, do chwili, w której mrok pokrył zupełnie morze, Stenersen schodził na dół. Widział słabo błyszczące ognie angielskiego pancernika, i chciał już pójść do aparatu, by zakomunikować anglikom swoje spostrzeżenia, gdy znowu zatrzymał go trwożny krzyk szturmana. W krzyku tym był taki lęk, że Stenersen pędem rzucił się znów na mostek.
Przed nim — w odległości może trzech mil — jaśniał teraz angielski pancernik, gdyby białe widmo. Dwa oślepiająco jasne snopy białego światła zalewały go od wierzchołków masztów, aż do water-linji. Zdawało się, że okręt zastygł w promieniach tego światła, przenikającego wszędzie i przechodzącego nawet przez stalowe boki pancernika.
Lecz wkrótce wzdłuż burty wybuchły czerwone ogniki, i huk armat ciężką falą dotarł do norweskiego okrętu. Prawie równocześnie ognie pogasły;