Nagle Stenersen zerwał się z miejsca, i omal lornety z rąk nie wypuścił, lecz zaraz się opanował i znowu zaczął szukać czegoś na południowym wschodzie pomiędzy monotonnemi falami i kawawałami topniejącego lodu.
To, co znowu zobaczył, głęboko go zastanowiło.
Jakieś dziwne czarne zwierzę, wielkości, najprawdopodobniej, przeciętnego wieloryba, z ogromną szybkością posuwało się w stronę angielskiego pancernika.
Zwierze to podnosiło za sobą ogromną wysoką falę, i od czasu do czasu wyrzucało cały obłok wodnych rozprysków i białej piany.
— Jakże silnie bije ogonem to zwierze! — wykrzyknął Stenersen.
— To... nie zwierze! — wyszeptał szturman — To okręt podwodny... Ja widziałem go zbliska... On przepłynął tuż koło nas! —
— Zmartwychwstały „Nautilus” pod flagą kapitana Nemo, czy co? — zaśmiał się Stenersen — Chyba ty, staruszku, rumu do herbaty za dużo nalałeś? —
Piotr z rozdrażnieniem wzruszył ramionami.
— Nie czas na żarty, kapitanie — powiedział suchym, urzędowym głosem — Uprzedzam pana, że znajdujemy się w bezpośrednim sąsiedztwie z jakimś okrętem, zamiary którego są nam zupełnie nieznane. Co mamy teraz czynić, to pan ustanowi. —
— Dobrze, dobrze! — odpowiedział Stenersen — Przypatrzę ja się jeszcze temu okrętowi, czy też wielorybowi, jak mi się wydaje. —
Strona:F. A. Ossendowski - Zbuntowane i zwyciężone.djvu/83
Wygląd
Ta strona została przepisana.