Strona:F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siące się rozbiegło zaraz, więc grafa Althanna pismem wywołał i z nim naradę długą miał.
W trzy niedziele po tej rozmowie pchnął graf do obozu pana Rogawskiego posiłki znaczne, bo do trzech tysięcy szabel liczące. Zebrał je był dla swojej sprawy hospodar Raduła, bo do „Chrześcijańskiej Żołnierki“ skwapliwie przystąpił, rozumiejąc, że skoro do tego bractwa niemal wszyscy najmożniejsi należeli, łacniej mu przyjdzie u króla polskiego posłuch mieć i o pomoc dla Wołoszy prosić. Jednak źle kaletę swoją obliczył hospodar.
Ludzi wszelakich, do wojaczki ochotnych, zebrał kupę dużą, a kaleta wtedy... dno ukazała.
Zaczęły się natychmiast w wojsku zgrzyty i skargi, że to z torbami chyba i o kiju żebraczym pójść wypadnie. Wiedział o tem na wszystko baczny Althann i od hospodara wojsko jego odkupił, do służby cesarskiej skłaniając, i pod buławę pułkownika Rogawskiego oddał.
Taka była sprawa z wojskiem, a z pochodem — inna wypadła.
Oto uradzili wojenni panowie, że pan Rogawski kogoś bitnego i rezolutnego wyśle starą drogą pod Gizę i góry tamtejsze forsować zmusi dla oczu zamydlenia, sam zaś z siłą główną innemi przełęczami przejdzie Karpaty i do hrabstwa Zemplińskiego wtargnie, gdzie odłogiem leżą doliny przestronne, a na nich — pole dla czynów sławnych.
Pan Rogawski znał swoich rotmistrzów nawylot, więc, nie namyślając się za długo, zawołał do grafa radośnie:
— Pod Gizę poślę niezwłocznie rotmistrza Andrzeja