Strona:F. A. Ossendowski - Zagończyk.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wojny ze Szwecją o koronę i dziedzictwo kroczy z uporem, na losy ziemi Piastów i Jagiellonów niepomny, aczkolwiek i w jego żyłach płynęła krew, wzięta od matki-Jagiellonki.
Troskał się tedy pan Żółkiewski i, chcąc butne wojsko dla walnej rozgrywki przechować, na zaciąg do cesarstwa zezwalał i nawet doradzał, aby się pułkownik z tem śpieszył.
Pisał do pana Walentego Rogawskiego w tej samej materji hetman polny, Jan Karol Chodkiewicz, na północnej rubieży oko baczne na Szweda mający, a pismo swoje zakończył słowami:
„Musicie mieć uszy ku naszym ziemiom zwrócone i nieusypne, aby na pierwszą surmę bojową wszystko porzucić i lotem sokolim pod dowództwo hetmanów śpieszyć sine mora“.
Tak też postanowiono na ostatniej naradzie w pałacu braiłowskim, a klauzulę takową do innych w piśmie o zaciągu lisowczyków dołączono, podpisami i pieczęciami zatwierdzono.
Pan Wolski sprzeciwu nie czynił i na zbiegłego hospodara Radułę nie patrzył, chociaż ten wzdychał, lamentował i skamlał, po piętach depcąc obydwóch grafów, pułkownika i rotmistrzów.
Dzień się miał ku zmierzchowi.
Oczekiwano wypłaty pierwszej raty żołdu, więc otrąbiono już pochód, ściągano do Braiłowa wszystkie chorągwie i oddziały ochotnicze, co najzacniejsze. Gwarno i tłoczno było, gdyż wojsko do wyprawy się sporządzało; rotmistrzowie oglądali konie i ludzi, towarzysze doprowadzali do ładu swoje mienie, wierzchowce, ciurów i pacholików.