Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leśniczówki. Nagle wyłoniła się przed niemi w otoku czarnych dębów, wabiąc ku sobie czterema oświetlonemi oknami i latarnią naftową palącą się przed gankiem.
— Hurra! — wydali chłopcy radosny okrzyk.
Odpowiedziały im szczekanie psa, tupot butów nadbiegającego parobka, a po chwili strwożone głosy pani Wandy i Maryni:
— Nareszcie! Nareszcie! Byłyśmy bardzo o was niespokojne!...