Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To odrazu widać, bo gadacie od rzeczy! — zawołał Olek i nagle zaświtała mu śmiała myśl.
— Przed tą waszą nocą Orabinową, czy jak ją tam... wolno się kąpać w jeziorze, w którem żyją wodzianice czy nie? — spytał parobka, śmiejąc się w duchu.
— Niech was Bóg broni! — przeraził się młody Poleszuk. — Porwałyby was, załechtały i potopiły!
— Spróbujmy! — zaśmiał się Malewicz i zaczął zrzucać z siebie ubranie.
— Panoczku! Panoczku! — jęczał zabobonny chłopak.
Olek skoczył do jeziora i popłynął, silnemi ramionami tnąc ciemną wodę i pokrzykując żartobliwym głosem:
— Topielice, wodzianice, rusałeczki, cyp, cyp, cyp!...
Odpłynął daleko od brzegu, nurkując i rozrzucając mieniące się w słońcu i skrzące bryzgi. Pływał długo, kładł się na plecy i leżał nieruchomo na gładkiej powierzchni skazanego na zagładę jeziora. Gdy powrócił wreszcie i wyszedł na brzeg, parobek długo patrzał na niego z zachwytem i podziwem aż wreszcie szepnął:
— Staruchy takie bajdy wymyślają i tylko ludzi straszą bez potrzeby...
— A pocóż im wierzycie? — odpowiedział Olek pytaniem i zaśmiał się beztrosko.
Powrócili do gajówki Nauma bez zdobyczy.
Leśniczy, posłyszawszy to, zdziwił się.
— Panie Olku, co się stało? Pan, taki wprawny rybak, przychodzi z niczem?! — zawołał. — To niemożliwe!
— Możliwe, panie leśniczy! — zaśmiał się chłopak. — „Wodzianice“ pozrywały mi linki, bo trzeba panu wiedzieć, że te panie przed nocą Orabinową są w złym humorze...
Osocznik, ustawiający talerze na stole, zdumionem spojrzeniem obrzucił chłopaka i nagle roześmiał się na głos.
— To zapewne mój Demidka o tych gusłach panu na-