Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tej chwili cicho zgrzytnął i warknął zwijacz aparatu, ciągnący taśmę filmową.
Bobry skoczyły do wody i znikły.
— Ze dwie minuty zaczają się na głębinie, a potem wystawią koniuszczek nosa, wciągną powietrze i znowu dadzą nura! — zaśmiał się leśniczy. — No, ale bądź co bądź ma pan jakie dwa metry ciekawego zdjęcia! Nigdy nie widziałem na filmie bobrów na wolności. Gratka to nielada, moi panowie! Ale chodźmy już stąd, bo po tych awanturach i niepokojach, moje bobry gotowe są przekoczować w inne strony, za co mię moja władza przełożona nie pochwali... tembardziej, że będę i tak świecił oczami za tego, którego ustrzelił kłusownik!
Wyszli wkrótce na Bobryk, odnaleźli bród i przez las skierowali się na poręby.
Zdążyli dojść dopiero na drugą po południu.
Ludzie, pod kierownictwem brakarza[1] pracowali już po poobiednim wypoczynku.
Gdy wieczorem, siedząc na ganeczku w leśniczówce, przypominali sobie przeżycie tego dnia, Jurek mocno uścisnął rękę Garzyckiemu i szepnął do niego:
— Jakżebym pragnął spotkać pana raz jeszcze w życiu, gdy będę dorosły i samodzielny!
Leśniczy odpowiedział mu uściskiem i łagodnem spojrzeniem zajrzał chłopakowi w oczy.



  1. Brakarz — fachowiec, trudniący się ocenianiem i sortowaniem drzewa, przeznaczonego na sprzedaż w lesie.