Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piero zgóry przywalone dla trwałości całego budynku grubemi drągami, których końce opierały się o dno.
— Właściwe nory bobrów są na brzegu, pod ziemią. Mają one dwa wyjścia — jedno pod wodą, jak u wydry, drugie o kilkanaście kroków — w lesie, gdzie gryzonie ścinają drzewa, korują je i, strąciwszy do wody, spławiają ku żeremiom, — szeptem opowiadał Garzycki.
— Pocóż im tedy te gniazda? — spytał Stach Wyzbicki.
— Na wypadek, jeżeli woda w rzece podniesie się zbytnio i zaleje norę — objaśniał pan Antoni i nagle przyłożył palec do ust, oczami wskazując przed siebie.
Z otworu pomiędzy gałęziami w żeremiu wyjrzał okrągły, brunatny pyszczek bobra.
Zwierzątko powęszyło i rozejrzało się dokoła.
Wkrótce rozległ się głośny plusk, a po chwili głos bobra, przypominający głuche stęknięcie.
Okrągła główka z przyciśniętemi do niej małemi uszkami wynurzyła się na powierzchni rzeczki. Gryzoń pływał dokoła żeremia, i starannie oglądał je, sprawdzając jego trwałość, majstrując coś krótkiemi przedniemi łapami.
Wkrótce wygramolił się na brzeg, gdzie leżało świeżo ścięte drzewo. Zwierzątko zdzierało z niego korę i zjadało ją, od czasu do czasu zagryzając cienkiemi gałązkami.
Chłopcy widzieli teraz wyraźnie gęste, puszyste futerko bobra, jego tylne łapy z błonami pomiędzy palcami i „kielnię“ — długi, szeroki ogon — ster, okryty nagą skórą, w środku przechodzącą jakgdyby w łuskę.
Wkrótce zjawił się drugi bóbr i zaczął posuwać olszowy kloc ku wodzie.
Żerujący gryzoń również wziął się do roboty. Przedniemi łapami zaczął zgrzebywać piasek i ziemię i, utworzywszy z tego sporą kupę, — piersią i łapami popychał ją ku rzece.