Strona:F. A. Ossendowski - W polskiej dżungli.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Małokalibrowy coprawda, ale bardzo silny i precyzyjny karabinek...
Leśniczy z niedowierzaniem wziął do rąk strzelbę chłopaka i zaczął ją oglądać uważnie.
Nic już nie mówiąc do Stacha, dał wskazówki trzem gajowym, a ci zaczęli wołać:
— Huczki[1]! Do kupy, do kupy!
Kilkudziesięciu wieśniaków, uzbrojonych w grube kije i nieodstępne siekiery, pod wodzą gajowych ruszyło ku widniejącym na horyzoncie oczeretom i olszyńcom.
Czwarty gajowy prowadził myśliwych. Oprócz leśniczego i Stacha stawiło się około dwudziestu Poleszuków z flintami.
Strzelców rozstawiono w krzakach, rosnących na brzegu rowu. Stali ukryci w gąszczu, mając przed sobą błotniste „hało“[2], na którem ciągnęły się pasma zarośli wierzbowych, widniały kępy sitowia i kilka małych jeziorek. Woddali czerniły się gaiki olszynowe, małe brzózki i cienkie sosenki.
Zaczajeni myśliwi stali nieruchomo, wsłuchani w ciszę, panującą na bagnie i wpatrzeni przed siebie.

Zdawało się, że na olbrzymiem bagnie zamarło wszelkie życie. Ani ptak, ani zwierzę nie ożywiało monotonnej zielonej równiny. Żaden głos nie płoszył ciszy. Trwało to długo, aż wreszcie zdaleka dobiegły rozedrgane tony trąbki i urwały się wkrótce. Z poza widniejących na horyzoncie lasów podniosła się chmara wron i, gwałtownie machając skrzydłami, przeleciała w milczeniu. Przepłynęła w powietrzu kania i zapadła do haszczy. Cisza znowu zapanowała nad bagnistą równiną. Od czasu do czasu lekki wietrzyk donosił dalekie pokrzykiwania huczków, przedzierających się przez hało.

  1. Poleska nazwa „naganiaczy“, pędzących zwierzynę na myśliwych.
  2. Tak Poleszucy nazywają łąkę najczęściej błotnistą, porośniętą trawą i krzakami.