Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jaczyły ledwie dostrzegalne, już wypłowiałe, nieczytelne słowa jakiegoś napisu, uczynionego drobnym charakterem. Obok leżała ćwiartka żółtego papieru z takiemi słowami:
— Już odchodzę, uspokojony i pogodzony. Niech będą zbawieni tonący w morzu życia, błogosławię ich w Imię Boże!
Pogrzebaliśmy Czarnego Mnicha u stóp krzyża, wzniesionego przezeń i odpłynęliśmy...
Porzucając na zawsze ten kraj męki i tęsknoty, tę przeklętą wyspę, nad którą płynęła hańbiąca melodja kajdan, we wspomnieniach swoich przechowałem widma trzech tak niepodobnych do siebie męczenników.
Widzę tragiczną twarz i nie mrugające, trwożnie baczne oczy żony i matki mścicielki, którą spotkałem po raz ostatni w ponurej Pogibi; przypominam pełne nienawiści słowa Andrzeja Bołotowa, co ścigał morderców swego syna i sędziwe, majestatycznie mądre oblicze pogodzonego z życiem, tajemniczego Czarnego Mnicha.
A nad nimi, jak najszczytniejsze hasło ludzkości, miotającej się w walce życia, prosty krzyż z przylądku Marji i jeszcze prostszy napis.
„Chwała na wysokości Bogu, a pokój ludziom na ziemi i na morzu życia“...

KONIEC.