Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Woddali, w gęstej trawie słaniała się chwiejnym krokiem, oświetlona tylko z jednego boku postać szamana. Chodził z głową podniesioną do góry i od czasu do czasu wykrzykiwał przeraźliwym głosem:
— Yin, Yin! — wtórując sobie uderzeniem w bęben.
Mój pomocnik objaśnił mię, że szaman w ten sposób zwraca się do każdego z nieboszczyków, aby go słyszeli. Zacząłem się wpatrywać w drzewa i spostrzegłem w różnych miejscach zawieszone dawniej trumny, częściowo zakryte gałęziami i gąszczem liści.
Szaman czterdzieści razy uderzył w swój bęben i tyleż razy wykrzyknął słowo sakramentalne. Wreszcie umilkł, umieścił się tak, aby wszyscy nieboszczycy mogli go słyszeć i rozpoczął długą mowę ochrypłym, gardlanym głosem, od czasu do czasu przerywając ją grą na piszczałce i warczeniem bębna.
— Yin Szumgu Tamaz — wygłosił wreszcie głosem uroczystym, a miało to znaczyć, że dusze nieboszczyków zgromadziły się, aby przyjąć ofiary.
Szaman odkorkował jedną butelkę spirytusu, i, zakreślając nią półkole, wylał na trawę trochę drogocennego płynu, poczem podniósł ją do ust i, golnąwszy łyk, znowu wylał spirytusu na ziemię, poczem nastąpił nowy łyk. Taką czynność odbył szaman z dwiema butelkami sześć razy.
Zauważyłem jednak, że był on człowiekiem doświadczonym i sprytnym, ponieważ wylewał uroczyście na ziemię po kilka kropel, łyki zaś pociągał długie i bardzo głębokie. Z tego sądzę, że dusze zmarłych tego wieczora upić się nie zdołały, ale zato szaman... upił się, jak Bela.
Po alkoholu przyszła kolej na tytuń, którym czarownik po przyjacielsku podzielił się z nieboszczykami,