Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nik, a z poza jego pleców wyglądała głupowata, wystraszona twarz drugiego kozaka.
Zdumienie moje nie miało granic. Mój przewodnik, bo on to był we własnej osobie, miał tylko jedno oko: krwawa jama lewego oka była załzawiona, a powieka wisiała nad nią bezwładnie. Drugie, zdrowe oko patrzyło na mnie wesoło i filuternie. Dzwoniąc założonemi kajdankami, skłonił się przede mną i mruknął:
— Proszę o przebaczenie za nieprzyjemność z mego powodu!
Policjanci odprowadzili ich na bok. Musiałem dać wyjaśnienia, w jaki sposób wynająłem we wsi, położonej przy stacji kolejowej, tych ludzi, niezupełnie stosownych na straż przyboczną.
Wtedy dowódca oddziału opowiedział mi, że „Jednooki“ ze swym towarzyszem napadli na ukrywających się w lesie prospektorów, wyrżnęli wszystkich i zrabowali prawie pięć funtów złota; następnie powrócili do mnie, później zaś pod pozorem szukania koni, udali się do wioski, gdzie odpoczywaliśmy w chacie zbyt szczerej baby. Tam weszli do domu bogatego chłopa, Golienki, i pod groźbą tortur i śmierci zmusili go do wydania pieniędzy. Ten już był spełnił ich żądanie, gdy nagle nadjechał oddział policji i schwytał bandytów, nie oczekujących napadu. „Jednooki“ był już wtedy bez jednego oka, gdyż, spodziewając się bójki i potyczki, sztuczne oko schował do kieszeni swej bluzy. To sztuczne oko było najlepszą maską bandyty w okolicy, gdzie „Jednooki“ stał się postrachem dla wszystkich.
Co do mnie, muszę zaznaczyć, że „Jednooki“ był człowiekiem dobrze wychowanym i ujmującym w obej-