Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przysięgłaś! — szyderczo zaśmiał się mężczyzna. — I cóż z tego, żeś przysięgła? Zdradziłaś mnie!... Wyszłaś zamąż!... Zamąż!... Za mego ojca!... Rozumiem!... Bogaty i hojny dla młodej żony, a ja — żołnierz, biedak!... Eh, jaką ty mi krzywdę wyrządziłaś!... Nie mam słów na wypowiedzenie mego żalu, mej męki... Boję się nawet tych słów, bo są to słowa przekleństwa i nienawiści!...
Kobieta coś mówiła jeszcze, ale już tego nie słyszałem, bo poszli dalej, a wiatr zaszumiał trzcinami i gałęziami krzaków. Wyjrzałem ze swej kryjówki, skąd mimowoli podsłuchałem smutną rozmowę dwojga nieszczęśliwych, i poznałem swego towarzysza podróży — kozaka, który ciężko ranny, jechał do ojczystej wioski na wypoczynek i po... miłość.
Jakaś trwożna ciekawość zapędziła mię nazajutrz do mego przypadkowego towarzysza podróży.
Zastałem go na podwórzu, oglądającego koła wozu. Ucieszył się, gdy mię ujrzał, lecz wkrótce wpadł w smutną zadumę. Zaprosił mię na herbatę, tradycjonalny syberyjski i wogóle azjatycki poczęstunek.
Weszliśmy do chaty. Wszędzie znać było chłopski dostatek. Pod ścianami stały ciężkie skrzynie z różnym dobytkiem. Stół był nakryty czystą serwetą wyszywaną; w prawym kącie wisiało dużo srebrnych obrazów świętych, i palącą się przed niemi w dzień i noc lampką. Obrazy były przystrojone wyszywanemi ręcznikami i kwiatami sztucznemi, o jaskrawych barwach. Na ścianach wisiało duże lustro i jakieś oleodruki w czarnych ramach. Podłoga z desek, gładko wyheblowanych, świeciła czystością, zarówno jak ławki i stoły. Znać było, że życie w tej chacie jest już urzą-