Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mając niespokojnych i bardziej przedsiębiorczych sąsiadów, Japończyków i Chińczyków, podupadli, zubożeli i wreszcie zatracili kulturę, wolność, a obecnie i własny kraj. W lasach spotykałem ruiny wałów i murów, rozsypujące się już kamienne fundamenty dużych budynków, może świątyń i pałaców lub twierdz. Gdzie niegdzie pozostały pamiątki starożytnej rzeźby z owych czasów. Były to olbrzymie na 2 — 3 metry długie żółwie, wykute z olbrzymich głazów granitowych, poniszczone zębem czasu. Niektóre miały na grzbietach wyryte rysunki, wyobrażające smoka lub jakieś kwiaty i ornamenty.
Niegdyś wrzało tu życie, o czem świadczyły ślady szerokich dróg, obecnie zarośniętych lasem. Drogi te były nawet brukowane okrągłemi kamieniami i miały mosty, gdyż resztki ich spotkałem w dwóch miejscach: na rzece Daubiche i na nieznanej mi z nazwy, nadzwyczaj wartkiej, chociaż małej rzeczce, płynącej pośród wysokich, skalistych brzegów.
Obecnie pozostała tylko dzika, bezludna knieja. Nawet pojedyńczych fanz nie spotkałem, ale zato widziałem stada jeleni, kabarg (Gazela mosca cabarga) czyli piżmowej antylopy i ślady barsa, czyli pantery północnej. Ślad to był krwawy — trup jelenia z przegryzionem gardłem. Spłoszyliśmy drapieżnika, który ukrył się przed chwilą, gdyż jeleń był jeszcze ciepły, a na ziemi wyraźnie odbiły się ślady łap i pazurów napastnika. Kozacy, spostrzegłszy ślady, jednogłośnie orzekli, że był to bars, postrach jeleni i saren, oraz klęska dla koni i bydła domowego.
Idąc jego śladami, doszliśmy do miejsca, gdzie one nagle znikały.