Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z jakiegoś statku, Holender, którego ścigało prawo karne, oraz Szwed i Finlandczyk, rzuceni tu na brzeg oceanu Spokojnego igraszką losu. Do nich przyłączył się wkrótce jakiś Rosjanin, zdaje się z liczby uciekinierów z katorgi. Założyli do spółki mały sklep, gdzie sprzedawano wódkę, tytuń, wino, zapałki, sardynki, świece, smołę i powrozy. Sklepik był bardzo niepokaźny, ale właściciele wzbogacali się z błyskawiczną szybkością i wkrótce zaczęli skupować place, budować domy przy najlepszych obecnie ulicach.
Przyczyny takiego powodzenia kryły się poza obrębem sklepiku i nawet samego miasta. Ta paczka przedsiębiorczych awanturników miała całkiem inny interes na otwartem morzu, posiadała bowiem kilka niewielkich a zwinnych i dobrze uzbrojonych żaglowców, które napadały na morzu Japońskiem na drobne statki japońskie, chińskie i amerykańskie, prowadzące proceder przemytnictwa, a także na dżonki koreańskie, wiozące drogie futra, leczniczy, drogocenny dżen-szeng, wiosenne rogi jelenie, złoto i inne towary, kupione lub zrabowane w granicach rosyjskiego Dalekiego Wschodu. Wszystko to składano potem w miejscu bezpiecznem, później zaś sprzedawano.
Przedsiębiorstwo grupy międzynarodowych awanturników trwało bardzo długo. Właściciele jego stali się bogaczami, honorowymi obywatelami miasta, piastowali wysokie godności, posiadali zaufanie ludności i wreszcie zawiesili czynności na morzu, poświęcając swe zdolności całkiem legalnym przedsięwzięciom. Jednak pewnego razu jakiś młody i odważny prokurator rozpoczął dochodzenie sądowe co do przeszłości tych potentatów Dalekiego Wschodu. Zapłacił jednak życiem za swoją śmiałość. Zaproszony na polowanie