Strona:F. A. Ossendowski - W ludzkiej i leśnej kniei.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówiła to samo, co powiedział mi Hak, gdyśmy już w końcu września żegnali naszych towarzyszów pracy niedaleko od Minusińska.
— Źle nam będzie teraz bez was, ale wam gorzej! My o głodzie i chłodzie oczekiwać będziemy śmierci, ale zato dookoła nas będą szumiały wolne lasy i trawy, mówić do nas będą góry i rzeki!... Wy tam, w miastach, będziecie walczyli z chytrem i złośliwem życiem, które z każdym rokiem staje się chytrzejsze, coraz bardziej złośliwe, i coraz bardziej czyhające na ludzi. Umrzecie, a umierając słyszeć będziecie krzyki i jęki tych, których morduje życie!...
Uścisnęli nam ręce, głęboko zajrzeli w oczy i odeszli.
Szli gęsiego, jak wilcy, kryjąc się w krzakach, gdyż obawiali się i nienawidzili uczęszczanych, wielkich dróg, dużych miast i nieznanych ludzi.
Na skraju gąszczu zatrzymali się i badali okolicę, milczący i czujni.
Byli wtedy podobni do tego wilka z nad Czarnego jeziora, co wył z nienawiścią i przekleństwem zato, że postęp ludzkości skazał go na głód i śmierć.
Przeklinał „chytre, czyhające życie“, o którem mówił nieszczęśliwy zbrodniarz Hak, występny i wdzięczny za każde słowo serdeczne, za każdy odruch zrozumienia jego chorej duszy.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.