Strona:F. A. Ossendowski - W krainie niedźwiedzi.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„pyrty“ — szałasu z żerdzi, oplecionych gałęziami świerkowemi. Skończywszy budowlę, przykrył ją płachtą ze skór rybich i mocno ściągnął rzemieniami. Zgromadziwszy przed szałasem stos suchych gałęzi, pomyślał wreszcie o posiłku.
Rozpaliwszy ognisko i powiesiwszy nad płomieniem kocioł ze śniegiem, chłopak pozostawił Nao przy saniach, a sam, gwizdnąwszy na Wou, wziął starą strzelbę, nabijaną drobnemi kulkami, włożył na nogi krótkie, okrągłe narty i zapuścił się do lasu.
Piesek biegł o kilka kroków przed nim i węszył, od czasu do czasu machając ogonem. Wkrótce zatrzymał się. Kręcił głową, strzygł uszami i węszył.
Muto przygotował broń do strzału i, gdy Wou ostrożnie, co chwila przypadając do ziemi, sunął naprzód, szedł za nim, wpatrzony w gąszcz. Piesek drgnął nagle i pisnął cicho.
Z krzaków z lekkim trzaskiem suchych liści wyskoczył biały, jak śnieg, zając i, znacząc się czarnemi końcami uszu, pobiegł przez polanę. Widząc, że nikt go nie ściga, usiadł, poruszając czujnemi słuchami. To zgubiło bystronogiego mieszkańca leśnego, bo Muto, oparłszy lufę o gałąź, wycelował dobrze i strzelił. Po chwili powracał do obozu, niosąc zająca za skoki i mówiąc do psa:
— Nie łaś się tak do mnie, Wou! Wiesz przecież, że wszystkie flaki, głowa i nogi należą do ciebie, a nie zapomnij podzielić się z Nao, bo wczoraj mogłem wam dać tylko po dwa suchary... Cóż chcesz? Muszę oszczędzać na chlebie i słoninie... wy zaś wolicie surowe mięso, znam ja was!...