Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podszedł do nich don Miguel i musieli przerwać rozmowę, ponieważ generał jął wypytywać go o służbę i słynny atak na koszary zbuntowanego pułku.
Enriko Kastellar postanowił ograniczyć się do tej jedynej wizyty w domu Floridablanca.
Senorita Liza nie pociągała go do siebie. Całe uczucie do niej do reszty wyżarła i wypaliła tęsknota i zawiedziona nadzieja. Nie myślał już o pannie i żył, jak dawniej, z dnia na dzień, pełniąc służbę i niczem się nie przejmując. Pracował teraz nad planem okrężnego lotu przez Hiszpanję, Baleary, morze Śródziemne do Marokka i dalej — do posiadłości hiszpańskich, położonych na zachodniem wybrzeżu Afryki.
Generał Kastellar sprzyjał temu zamiarowi i obiecał kapitanowi poparcie w ministerjum wojny. Enriko oddał się całkowicie pracy. Nie czytał nawet dzienników, ślęcząc nad mapami, biuletynami stacyj meteorologicznych i albumami aparatów lotniczych. Jadał w domu i nie zaglądał do kasyna. Pewnego razu wpadł do niego jeden z kolegów lotników i, opowiadając o zaszłych w mieście wypadkach, wspomniał, że z 8-go pułku piechoty dezerterowało kilkunastu murzynów.
Enriko Kastellar przyjął tę nowinę napozór obojętnie, lecz w głębi serca uczuł niepokój. Nie wątpił, że wśród uciekinierów znajdował się „potomek królów“ — czarny, zuchwały Joze Faruba.
— Czy nie przypominacie sobie nazwisk dezerterów? zapytał kolegi.
— Któżby spamiętał te zakazane nazwiska! — zawołał lotnik. — Wiem tylko, że po schwytaniu będą skazani na śmierć. Przeżywamy bardzo niepewne czasy. Słyszałem, że w kołach rządowych istnieje poważna obawa przed nieuniknioną wojną. Wobec tego w armji powinien być zaprowadzony jak najsurowszy rygor!