Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stając z wolnego wyboru przydziału, zapisał się do lotnictwa, które studjował już w szkole. Odważny aż do zuchwalstwa, niezwykle spostrzegawczy i zdolny zrobił wkrótce duże postępy i dokonywał śmiałych lotów. W niebywale krótkim terminie uzyskał dyplom pilota i wsławił się, jako niezrównany w celowości miotacz pocisków powietrznych. Wszystko mu się więc udawało, ale nic go nie cieszyło. Wewnętrzny głos powtarzał mu ciągle, że nadzieje jego runęły bezpowrotnie i że cel jego życia zagasł, niby fala morska, opuszczona przez latarnika. Już nie myślał o zdobyciu pełnego nazwiska Kastellarów i nie przypominał o tem hrabiemu de l’Alkudia. Próbował pisać rozpoczętą niegdyś powieść, lecz nic nie mógł wykrzesać z siebie, ani uczucia głębszego, porywającego myśl i pióro, ani odpowiednich słów, dość silnych i trafnych dla wyrażenia przeżyć bohatera. Dusza, która przeszła przez ogień rozpaczy, leżała odłogiem — ni to pustynia jałowa, ni to ugor nieurodzajny, gdzie nigdy nie przebrnie pług i nie odwali skiby ostrym lemieszem. Mulat porzucił te próżne i czcze wysiłki. Uświadomiwszy sobie, że wygasły w nim ognie twórcze i ucichły zmagania się, wołające do czynu niecodziennego, skrzywił się boleśnie, jakgdyby był skazańcem, co wyrok śmierci posłyszał.
Odtąd życie jego stało się szarem i bezcelowem. Wiedział już z całą ścisłością, jakiem ono będzie zewnętrznie, dokąd zaprowadzi go obrana droga i gdzie się urwie. Nie pociągały te niedalekie i bezbarwne horyzonty młodego kapitana. Zdawało mu się, że nigdy już nie spostrzeże złocistych świtów i purpurowych, nabrzmiałych szkarłatem zórz wieczornych, natomiast wyczuwał wokół nierozproszony, mętny i śliski od mgieł zmierzch, co nie rozjaśniał się i nie przechodził w mrok. Tylko coś, — niby nieustający, ledwie wyczuwany ból, — przypomi-