Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skiej. Ucieczka liberałów do Francji! Zatrzymanie transportu z odezwą Unamuno i Blasco Ibaneza! Policja na tropie bojówki spiskowców! El Sol! L’Asterisco! La Verdad![1]. Dodatek nadzwyczajny!
Publiczność rozchwytywała pisma i czytała nagłos nowe wiadomości o wypadkach, o których słuchy od rana krążyły po stolicy.
Na placach tkwiły zwiększone posterunki policyjne, w bocznych uliczkach — żołnierskie pikiety, a w dalszych dzielnicach galopowały małe oddziałki kawalerji.
Dzień był piękny, słoneczny, lecz tłum nie cieszył się bynajmniej. Jakaś troska widniała na pochmurnych twarzach ludzi, a coraz częściej dawały się słyszeć podniecone głosy. I nagle zapadła martwa, trwożna cisza.
Skądś, być może, od strony dzielnicy Los Mataderos albo cmentarza San Lorenzo, rozległ się głuchy wybuch. Echo jego, niby ciężka, miękka kula, przetoczyło się ponad miastem.
Odpowiedział mu natychmiast częstotliwy, zdyszany turkot kulomiotu.
Narazie szczękał jeden, po nim odezwał się drugi, a po chwili kilka innych wmieszało się naraz do chóru urwanych, charkotliwych szczęków. Turkotały już z różnych stron — od Guindaler, hipodromu i od dworca południowego. Tam i sam na przedmieściach północnych i zachodnich, grzmiały salwy karabinowe i pojedyncze strzały.
Odgłosy toczącej się walki szybko się zbliżały ku środkowi miasta.

Tłum stał nieruchomy i nasłuchiwał. Poruszył się jednak i wydał groźny pomruk, gdy z wylotu uliczki Preciado wypadło kilku wyrostków. Machali czerwonym sztandarem i wyli ponuremi głosami:

  1. Tytuły dzienników.