Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nazywam się Enriko Kastellar i jestem synem ekscelencji!
Generał patrzał na niego badawczo i wzrokiem ogarniał całą postać młodzieńca — wyprostowanego, z głową dumnie podniesioną. Don Dominiko Kastellar ani drgnął. Stał i milczał.
— Jestem Enriko Kastellar — syn hrabiego de l’Alkudia i murzynki Beliry. Mieszkała ona w trzcinowej chacie nad Elaro, a ekscelencja, w randze kapitana... odwiedzał ją... — ciągnął mulat. — Ekscelencja zezwolił „Białym Braciom“ na wpisanie do mojej metryki pierwszej części swego nazwiska, jako... ojca chrzestnego.
Zapanowało milczenie. Don Jeronimo Atocha raz po raz ruszał grubemi wargami i potrząsał łysą czaszką. Generał milczał, wpatrując się w skamieniałą twarz mulata.
Okrążył biurko i usiadł.
— Chłopcze... — odezwał się zniżonym głosem. — Chłopcze, musiałeś przecież podpisać zobowiązanie, że nie będziesz dochodził swoich praw...
— Majątkowych i rodzinnych — dokończył Enriko. — Podpisałem i nie zamierzam domagać się pieniędzy, jak również wprowadzenia mnie do rodziny hrabiów de l’Alkudia, jako jednego z jej członków. Przyszedłem tu przemówić do sumienia ekscelencji, ja — syn jego, człowiek, którego nazywają „cętkowanym bękartem“, który był pogardzany i poniżany przez byle kogo, dlatego jedynie, że ma ciemną skórę i że nikt nie wie, kto jest jego ojcem! Niczego nie żądam, lecz błagam o uznanie mnie za prawego syna...
— To niemożliwe! — żachnął się generał. — Jestem żonaty, mam dzieci...
Don Atocha poruszył się żywo i pisnął:
— Jedno z nich stoi tu przed nami...