Strona:F. A. Ossendowski - Tajemnica płonącego samolotu.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z biegiem czasu odczuwać zaczął nowy, zgoła inny niepokój. Zastanawiał się teraz nad zagadnieniem, które nie było dlań jasnem i budziło poważne obawy i wątpliwości. Napisał „Świt czy zmierzch?“... Jedyną pobudką ku temu było pragnienie zabezpieczenia się przez nieuniknioną, jak mu się zdawało, brutalnością generała Kastellara. Natchnął go do tego „Alonso Dobry“ — wielki autor „Don Kiszota“.
Pisząc, wyraźnie wyczuwał obecność dobrego genjuszu; duch wielkiego Cervantesa kierował jego ręką niewprawną... Tak było niezawodnie! Teraz porywa się samodzielnie na nową powieść... Czy nie jest to zuchwalstwem, kuszeniem dobrych sił, pomagających mu? Czy powinien robić to? Poco wreszcie?
Pytanie to zadawał sobie po tysiąc razy, a nie widział na całym świecie nikogo, kto mógłby mu doradzić, rozproszyć zwątpienie i wskazać prawdziwą drogę. Coraz częściej czuł się na rozstaju.
Znajomość z donną Inezą de Mena odsunęła na dalszy plan te zmagania się ze samym sobą i męczące obawy.
Porwał go wybuch zmysłowości w wir słodki i skwarny. We krwi nosił wszak ogniste zarodki namiętności niezwykłych, niczem nieokiełznanych, pochłaniających go bez reszty. Młodość, temperament mieszańca i zew rasy domagały się ziszczenia swoich praw. Ineza nie była pierwszą kobietą w jego życiu. Wszystkie inne jednak stanowiły przelotne zjawiska, zupełnie wypadkowe, co pozostawiało po sobie niesmak, odcień wstydu, rozgoryczenie i odczucie grzechu, lub też mijało bez wspomnień nawet.
Teraz po pierwszej wizycie w malowniczej, przytulnej wilii w dzielnicy „La Prosperidad“, gdzie mieszkała primadonna operowa, poczuł do tej kobiety pewien szacunek i przywiązanie.