Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się na skrzynkę pocztową. W tej chwili jednak był przekonany, że autorem ogłoszenia był zapewne Abram Chackeles.
— Przecież udało się staremu nawiązać stosunki z bolszewickimi agentami, bo z ich to ramienia zapewne wybrał się na tę ostatnią w swem życiu wyprawę — rozważał Wagin i nagle twarz mu poweselała i rozjaśniły się oczy.
— Właśnie... właśnie — pomyślał — ostatnia wyprawa Abrama! Ostatnia! Biedny, stary Żyd! Nic mu się w życiu nie udało... Nie doczeka się jego powrotu zgnębiona rozpaczą i stroskana żona... będzie już przez całe życie opłakiwać syna i męża... Biedny Abram!...
Westchnął, lecz uczucie radości, przenikającej całą jego istotę, nie znikło. Owszem — po tem westchnieniu, jakgdyby nawet spotężniało. Wagin jednak nie dziwił się już temu, gdyż uświadomił sobie istotną przyczynę swego nastroju — przyczynę egoistyczną, lecz zrozumiałą i usprawiedliwioną.
— Abram Chackeles nie żyje — sączyła się myśl, ni to dobre wino, łykane powoli dla większej rozkoszy. — Nie żyje!... Z jego śmiercią zamykam raz na zawsze cały okres własnego życia! Gdyby nawet rozmyślił się i chciał mi nadal szkodzić — koniec! Już nie będzie mógł! A przecież obawa przed tą możliwością, odczuwana w pewnych chwilach, nie opuszczała mnie aż do dnia dzisiejszego... Teraz nie czuję już żadnego niepokoju! Na całym świecie niema nikogo, kto chciałby mi szkodzić... Mogę żyć i pracować z całym spokojem! Pomiędzy mną, a przeszłością zerwała się ostatnia nić. Jestem sam — ale zato nie mam wrogów i przyjaciół... Dziwna to