Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— U nas to zawsze się kończy jednakowo, — wzruszył ramionami Ozierow. — Baron kazał powiesić tego Żyda, niejakiego Abrama Chackelesa.
— Abram Chackeles! — wykrzyknął Wagin i z jakiemś nieokreślonem, ale sprawiającem mu ulgę uczuciem pomyślał: — Wreszcie koniec wszystkiemu!...
— Znał go pan? — spytali obaj, ze zdumieniem patrząc na niego.
Sergjusz skinął ręką i odpowiedział:
— Na Syberji przez cały rok tropił mnie... Cudem mu się wymknąłem zagranicę. Więc mówi pan, kapitanie, że skończyliście z tą bandą, a tymczasem przed chwilą słyszeliśmy coś o klęsce barona Ungern-Sternberga. Cóż to za klęska?
Ozierow zapalił fajkę i, marszcząc czoło, powoli wypuszczał dym.
— Po zlikwidowaniu bandy — bunt jednak wybuchnął! — szepnął z rozpaczą w głosie. — Baron został napadnięty przez swoich oficerów, związany i wydany bolszewikom. Czerwone wojska wkroczyły już do Mongolji i ogłosiły ją niezależną od Chin. Natychmiast polała się krew... Komisarze przekupili niektórych lamów, a ci otruli arcykapłana — Żywego Buddę i jego żonę... Biedota morduje książąt, potomków Dżengiza! Nowy rząd, złożony z nieznanych nikomu ludzi, proklamował przyłączenie Mongolji do związku socjalistycznych sowieckich republik. Tymczasem krew się tam leje strumieniami!... Piekło!
Była to niezmiernie ważna wiadomość. Wagin i Bojcow zamyślili się głęboko nad niespodziewaną sytuacją. Komunizm od zachodu stawał na progu Chin. Odwiecznemi drogami karawanowemi mógł