Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

różne prądy istniały i z każdym rokiem przybierały na sile. Wystąpienie przeciwko dywizji szanchajskiej w tej chwili nie byłoby wskazane. Admirał udał, że namyśla się i dopiero wieczorem wysłał szyfrowany radjotelegram do Tokio, prosząc o wskazówki.
Tymczasem dwie kompanje japońskie prawie doszły już do dworca kolejowego i do posesji konsulatu brytyjskiego, wypierając zewsząd uzbrojone, bezładne tłumy za Suczou-Creek i zamykając wszystkie przejścia przez mosty.
Dopiero w kilka minut po północy nadeszła odpowiedź z Tokio. Sztab marynarki polecał admirałowi podtrzymać wojsko lądowe, a po wygaśnięciu buntu chińskich nacjonalistów aresztować pułkownika Jamato i kapitana Nadoku dla przypomnienia, iż oficerom nie wolno łamać dyscypliny. Rozkaz dotyczył też pułkownika Arisagawy, który miał objąć dowództwo nad dywizją szanchajską.
— Innych oficerów wezwać do raportu, udzielić surowego pouczenia, lecz kar nie wyznaczać, — odczytywał admirałowi treść rozkazu radiotelegrafista.
Nie zdążył jeszcze skończyć odcyfrowania depeszy, gdy oficer wachtowy zameldował admirałowi przybycie szalupy pułkownika Kamo Jamato.
— Zatrzymać pułkownika na deku i za dziesięć minut wprowadzić do messy. Niech natychmiast przyjdą tam komandor Jamaguczi i dowódca krążownika, — rzucił rozkaz Morikagge.
Mały, szczupły, o ściągłej twarzy admirał szybkim krokiem zaczął chodzić po kajucie, marszcząc czoło.
— Czy nie będzie innych rozkazów? — zapytał oficer.