Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W półgodziny potem japońscy strzelcy zajęli już wyznaczone im placówki na peryferjach koncesji, a działa polowe stanęły na wybrzeżu Whangpu i Suczou-Creek‘u. Dostęp do koncesji został szczelnie zamknięty. Na rzece, wpobliżu konsulatu, i dalej, aż do parku na Bundzie, burtami ku miastu wyciągnęły się groźnym szeregiem dwa lekkie krążowniki i trzy kontrtorpedowce. Japończycy w niesłychanie krótkim czasie z niezwykłą sprawnością przygotowali się do obrony swojej dzielnicy i konsulatu. Na okrętach usilnie pracowali radjotelegrafiści, komunikując się z rządem w Tokio i flotą, stacjonowaną w wodach Korei i Szantungu.
Zdecydowana i energiczna postawa Japończyków przeraziła chińskie władze w Szanchaju. Gubernator i członkowie rady miejskiej udali się do generalnego konsulatu, lecz konsul, rozkładając ręce, oznajmił, że bieg wypadków zależy teraz wyłącznie od dowódcy japońskich sił zbrojnych — generała Utagawa Tojokuni, który skolei odprawił delegację z niczem, powoławszy się na wyższą władzę wojskową, sprawowaną przez admirała Okamura Morikagge. Admirał miał długą rozmowę z gubernatorem i ławnikami, aż wkońcu poradził im udać się powtórnie do konsula, z którym obiecał porozumieć się telefonicznie.
Konsul generalny, z jeszcze większą, ostentacyjną niemal uprzejmością powitawszy delegatów, długo uchylał się od stanowczej odpowiedzi co do istotnych zamiarów Japończyków, aż wkońcu oznajmił, że wszystko zależeć będzie od dalszego rozwoju smutnych i ubolewania godnych wypadków, zaostrzających dobre, sąsiedzkie stosunki dwu wielkich narodów. Taka mętna odpowiedź nie uspokoiła chiń-