Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sergjusz przyjrzał się uważniej „damom z towarzystwa“, ale, gdy spostrzegł ich badawcze, ciężkie spojrzenia, skierowane w stronę jego stolika, długo nie mógł uwierzyć, że „cywilizacja“ tak prędko mogła zmienić szlachetną chińską kobietę, która, jak twierdził uczony Ku-Hung-Miug, jest pełna uroku dobroduszności, etyki i tak całkowitego samozaparcia się dla męża i rodziny, że „nie ma siebie“ od chwili, gdy przy ceremonji „tien-jen“, w obliczu dzikiej gęsi złożyła przysięgę na wierność małżeńską.
— Obecnie, to zapewne mąż „nie ma siebie“, wprowadzając do domu taką zmodernizowaną lalkę — pomyślał i zapytał żartobliwie sąsiada, co porabiają gęsi, biorące tak czynny udział w obrządkach ślubnych?
Oficer wybuchnął głośnym śmiechem:
— Bonzowie zjedli z kasztanami i daktylami te stare, nikomu już niepotrzebne emerytki! Ale! Interesował się pan kokotami?
— Bynajmniej! — zaprotestował Sergjusz. — Nawinęło mi się tylko takie porównanie...
— To na jedno wypada! — zaśmiał się major. — Tam usiadły dwie przedstawicielki tej kasty — i niebylejakie! Najwyższa klasa, i stosownie do niej — najwyższa taryfa!
Istotnie na miękkiej, białej kanapce, stojącej w rogu sali, usadowiły się dwie Chinki, ceremonjalnie ustępując sobie miejsca i coś mówiąc do siebie uprzejmie.
Wagin zdumiał się. Miały wygląd najcnotliwszych niewiast. Ich ciemne, z błyszczącej jedwabnej tkaniny stroje — ciemnowiśniowy i fjoletowy — były szczytem skromności. Wąskie pantalony ukrywały