Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nów“, albowiem na tych to zwierzętach przybyło tu w czasach przedhistorycznych pięciu czarowników, a dumny z tego, co o nim głosiła gadka, iż „wszystko, co jest nowe, pochodzi z Kantonu“. Zapewne tkwi w tem spora doza prawdy i niema w tem nic dziwnego, jeżeli uprzytomnić sobie, że cała emigracja chińska do Ameryki głównem źródłem swem miała właśnie Kanton, powracający zaś do rodzinnego miasta Chińczycy budzili w niem pęd do nowości, najczęściej „made in U. S. A.“. Południowa stolica prawie zawsze uważała się za miasto wolne i niezależne od jakiegokolwiek rządu centralnego, a separatyzm Kantonu dawał się we znaki ministrom nankińskim.
Wagin podziwiał doskonale brukowane i wyasfaltowane ulice, rozległą sieć tramwajów i ożywiony w amerykańskiem tempie ruch automobilowy. Sprytny przewodnik oprowadzał go po pozostałych pagodach, opowiadając zabawne i drastyczne nieraz szczegóły z życia „bogów“ i czczonych ludzi, podniesionych do godności „dobrych genjuszów“. „Kwitnąca pagoda“ z pięknemi wazonami, które pociągały ku sobie bogatą paletą różnobarwnych kwiatów, zmieniających się o każdej porze roku, zachwycała Wagina zadumaną ciszą. Turkały tam melodyjnie gołębie, w zaroślach azalij śpiewały jakieś ptaszki, śmigały barwne jaszczurki, stary bonza ze smutkiem przyglądał się cudzoziemcowi, przychodzącemu tu codziennie o godzinie czwartej. Wagin istotnie spędzał tu najprzyjemniejszy czas, gdy skwar słabnął i uciszał się wiatr, dmący z zatoki. Siadał zwykle na stopniach pagody i myślą dążył do Ludmiły, usiłując wyobrazić sobie, jak żyje w sanatorjum i co