Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

należy powiedzieć, patrząc sobie w oczy. Myśli wtedy znajdują dla siebie bezpośredni, prawdziwy wyraz i najprostszą drogę.
Zadawszy kilka pytań, dotyczących stanu chorej, pożegnał panią Somową i ze ściśniętem sercem odszedł. Słońce, przyświecające mu przez całe cztery dni, zgasło nagle. W sercu niósł trwogę, w duszy — ból tępy, nieokreślony i gorycz trapiącej go znów niepewności.
W takim ciężkim, nieradosnym nastroju odleciał nazajutrz na Formozę.