Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ VII.
POŁÓŻCIE SERCA SWOJE NA DROGI WASZE.
Agg. 1, 5.

Stary, rozklekotany statek „Fudżi-Maru“, zdawało się, dodał kilka węzłów do przepisowej szybkości — pędzony nietyle siłą swych oddawna już zużytych maszyn, ile wolą i niecierpliwością Wagina. Sergjusz stał ciągle na dziobie, obojętny na wicher i słone bryzgi oceanu, burzliwego o tej porze roku. Wpatrując się w szary horyzont, jakgdyby się wczepiał wzrokiem w niewidzialne, dalekie łachy, leżącego na północy Żółtego Morza i z nieustającą siłą ciągnął ku nim cały statek, po burty wypchany towarami chińskiemi i nielicznymi pasażerami. Oprócz Wagina na „Fudżi-Maru“ płynęło pod pokładem dziesięciu żołnierzy — rekonwalescentów z Formozy i Peskadorów, gdzie ich zżerała dysenterja tropikalna, na deku zaś — kilka „gejsz“ z Kantonu. Jaskrawo uszminkowane, po kilka razy dziennie zmieniające strojne kimona, barwne pasy — „obi“ i białe sandały — „geta“, a nawet fryzury, ozdobione dużemi złotemi szpilkami lub sztucznemi kwiatami, śmiały się bez przerwy, szczebiotały jak ptaki, figlowały, urządzały gry towarzyskie i od czasu do czasu rzucały porozumiewawcze i drwiące zarazem spojrzenia na obojęt-