Przejdź do zawartości

Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - II.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ VI.
OBJAWIENIE.

Trzy dni trwały narady Wagina z generałami chińskimi, a tylu ich było, tak sprzeczne nieraz wystawiali żądania, że przy wrodzonej im powolności myślenia, nieposzanowaniu czasu i ciągłem cofaniu raz przyjętego postanowienia, Sergjusz nie przewidywał rychłego końca bezcelowych, jak mu się wydawało, rozmów i konferencyj, przybierających chwilami charakter znęcania się i drwin, podkreślanych nieraz z umyślną, wyzywającą arogancją. Wagin jednak przyzwyczaił się już do tego obronnego systemu Chińczyków i, mając ścisłe wskazówki Wali-chana i Ti-Fong-Taja, nieustępliwie bronił swoich ofert i nie dawał się sprowadzać na manowce niewykonalnych i bałamutnych planów. Te trzy dni ciągnęły mu się jak rok cały. Z chwili na chwilę, z godziny na godzinę oczekiwał odpowiedzi na telegram swój do Miczurina. Minęło jednak trzy dni, a lejtenant wciąż milczał. Wagin, czując w piersi kawał lodu, nie mógł znaleźć sobie miejsca, a nawet, siedząc we wspaniałych salach i gabinetach, gdzie się toczyły narady, myślał wciąż o tem, co się stało w małym domku na podwórku Jun-cho-sana? Mógłby, coprawda, zatelegrafować do pani Somowej, wstrzymał się