Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

imię jakiegoś technika. Tego samego dnia Amurem przepływał statek parowy, należący do kopalni złota, kierowanej przez inżyniera — Anglika. Wagin podpłynął czółnem do parowca i, rozmówiwszy się z właścicielem, został przyjęty na pokład. Oddaliwszy się o jakie sto kilometrów od osady, pewnej nocy, gdy statek stał przy brzegu, oczekując świtu, Wagin wślizgnął się do kajuty kapitana, grającego w karty z Anglikiem w messie, wykradł z jego biurka paczkę banknotów, spory worek złotego piasku, przewożonego z kopalni, i — co było celem jego wyprawy — karabin z torbą, pełną naboi. Rozumował, że bez pieniędzy i bez broni nie da sobie rady, więc z całym spokojem porwał innym potrzebne mu środki do walki, odrzucając wszelką myśl o etyce, wdzięczności, a nawet możliwości nowej zbrodni, gdyż gotów był zabić każdego, kto ważyłby się zatrzymać go. Potajemnie porzuciwszy tej samej nocy parowiec Anglika, odszedł daleko od rzeki i koło południa natrafił na małą chatkę smolarza. Mieszkali w niej mąż z żoną i pies, zły, kudłaty, nieufny kundel. Jego to szczekanie zwabiło Wagina ku samotnej chacie. Zamieszkał z leśnymi ludźmi, pomagając im w karczowaniu pni i układaniu mielerzy. Smolarze polubili go. Pewnego razu zbudziło Wagina ujadanie psa, lecz kudłacz, poszczekawszy, zamilkł. Nazajutrz smolarz spostrzegł na błotnistej ścieżce wyraźne ślady dwu ludzi, którzy długo, zapewne, stali w tem miejscu, skąd smolarnia widoczna była, jak na dłoni.
— Któżby to mógł być? — pytała zaniepokojona nagle kobieta. — Dlaczego nie przyszli tu i zawró-