Strona:F. A. Ossendowski - Szanchaj - I.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ V.
UCHYLONY RĄBEK ZASŁONY.

Tak właśnie pewnej niedzieli wyraził się zawsze opanowany i wytworny mecenas Lubicz, gdy w saloniku generałowej Ostapowej zgromadził się cały komplet bywalców. Kilku starszych panów, a wśród nich mrukliwy senator Ableuchow zasiadło do zielonych stolików. Młodzież, posunąwszy stół ku ścianie, urządziła dancing, przy dźwiękach płyt gramofonowych, reszta gości podzieliła się na większe i mniejsze grupy i gwarzyła na przeróżne tematy. Szczególne jednak zainteresowanie budziły opowiadania i domysły, dotyczące kilku niedawno przybyłych z Syberji osób. Istotnie mogły one wzbudzić zaciekawienie, gdyż nowi emigranci przybywali już bardzo rzadko. Granice Syberji zostały oddawna szczelnie zamknięte, więc ci, którzy przekraczali kordon, należeli do najzuchwalszych śmiałków i musieli nieraz przebywać daleką i niebezpieczną drogę. Pozazdrościćby jej mogli najzuchwalsi nawet podróżnicy. Niektórzy bowiem musieli sforsować Pamir i Tian-Szań, a potem na wielbłądach lub konno wlec się poprzez całą Azję Środkową, zahaczając, a nieraz i przecinając martwą pustynię Gobi, zanim mogli dotrzeć do Chin właściwych i oprzeć się